![]()
Przeciwko Hiszpankom Polki nie potrafiły sobie poradzić głównie w ataku pozycyjnym. Zdarzył im się przestój strzelecki, który w pewnym momencie trwał blisko 9 minut. To wszystko sprawiało, że rywalki dość szybko 'uciekły' na bezpieczny dystans. Doszło do powtórki z przygotowań w Maladze, kiedy to rywalki również dość gładko ograły nasze panie. Większość obserwatorów liczyła na odmianę w drugim spotkaniu przeciwko gospodyniom. Tam jednak również nie byliśmy faworytem. Niestety, gra do złudzenia przypominała tę z pierwszego spotkania.
Już do przerwy Polki nie zdołały uciszyć hali w Gyor. Przegrywały bowiem aż 7:14. Poprawy nie było widać po zmianie stron. Niezbyt dobrze spisywała się obrona, w której filarem jest Monika Stachowska. Izabela Prudzienica również nie broniła na swoim normalnym poziomie. Jej bilans obron to raptem 30 procent. Obroniła zaledwie 8 na 27 rzutów i większość w samej końcówce, kiedy to wynik był już właściwie ustalony. Jedyną, która zebrała pochwały była Karolina Kudłacz. Obecnie sytuacja przedstawia się tak, że ostatni mecz z silną Rosją wygrać już musimy. W przeciwnym razie Polska pożegna się z turniejem już po pierwszej fazie. To, biorąc pod uwagę sukces na MŚ w 2013 roku byłoby dużym krokiem w tył. Z drugiej strony także Rosjanki mają w tej chwili nóż na gardle. Mogły wyjść z grupy nawet z pierwszego miejsca, ale najpierw, trochę pechowo zremisowały z Węgrami, a potem przegrały raptem jednym trafieniem z Hiszpanią. Co zrobić, by tym razem zejść z podniesioną głową? Obrona, obrona i jeszcze raz obrona. Właśnie tym elementem wygrywa się mecze w piłce ręcznej. Oczywiście skuteczność też należy poprawić. Liczymy, że nasze panie nie zawiodą i sprawią niespodziankę, bo za taką trzeba będzie uznać ogranie faworyzowanych Rosjanek. Raz już się udało, dlaczego tego nie powtórzyć?
źródło: własne
|
|